Biedronka na Święta Bożego Narodzenia wprowadza limitowane edycje Coli original. Oprócz coli wiśniowej można też spotkać pomarańczową i waniliową.
Nowe smaki są są w normalnej cenie, czyli 2,49zł za 2l.
Waniliowa jest mniej smaczna, ale ok. Jak na mój gust jest zbyt waniliowa. O ile dobrze pamiętam to Coca Cola waniliowa, przywieziona przez znajomego z Niemiec była znacznie mniej ordynarna w tym względzie.
"Pijalność" tego napoju jest średnia, raczej szklaneczka do deseru niż do "codziennego" picia.
Pomarańczowa jest całkiem zacna. Pomarańcza mocno wyczuwalna mimo iż soku jest tylko promil. Nie jest to raczej pomarańcza jak z soku tylko jak z napoju. Mi się to akurat podoba. Pije się bardzo dobrze. Myślę, że warto na Boże Narodzenie kupić sobie całą zgrzewkę.
Oceny: wanilia: 4, pomarańcza 5
czwartek, 19 grudnia 2013
środa, 18 grudnia 2013
XL AfterParty
Przez ostatnie 5 lat energy drinki niebywale ewoluowały. Dziś nie wystarczy kofeina i tauryna by sprzedawać swój produkt. Dziś energy drink musi mieć bogaty skład i oryginalny skład. W ten trend wpisuje się najnowszy XL.
XL after party kupiłem w delikatesach, chyba nie należących do żadnej sieci. Xl kosztował mnie 1.99zł za mała puszkę.
Jeśli chodzi o smak to jest kokosowy, jakby z dodatkiem jakiegoś owocu. Generalnie smak nie jest ordynarny, wiec nawet wrażliwi nie powinni mieć problemów(nie każdy lubi smak kokosowy).
W składzie mamy 5proc. wody kokosowej, niespełna 1proc. soku z aloesu, wyciąg z krokosza barwierskiego i żeń-szenia.
Co się rzuca w oczy to bardzo szczegółowy opis produktu za co niewątpliwy plus.
Co do pobudzenia to jest standardowe.
Moja ocena: 5
XL after party kupiłem w delikatesach, chyba nie należących do żadnej sieci. Xl kosztował mnie 1.99zł za mała puszkę.
Jeśli chodzi o smak to jest kokosowy, jakby z dodatkiem jakiegoś owocu. Generalnie smak nie jest ordynarny, wiec nawet wrażliwi nie powinni mieć problemów(nie każdy lubi smak kokosowy).
W składzie mamy 5proc. wody kokosowej, niespełna 1proc. soku z aloesu, wyciąg z krokosza barwierskiego i żeń-szenia.
Co się rzuca w oczy to bardzo szczegółowy opis produktu za co niewątpliwy plus.
Co do pobudzenia to jest standardowe.
Moja ocena: 5
Etykiety:
aloes,
energy drinki,
kokos,
recenzja,
XL,
xl afterparty
czwartek, 12 grudnia 2013
Big Energy Shock! Energy drink z Czech
Ostatnia z Czeskich zapasów pozycja w moim składziku. Czy warto podczas pobytu u naszych południowych sąsiadów spróbować tego specyfiku? O tym niżej.
W przeliczeniu na nasze Big shock bitter kosztował mnie około 4zł, czyli stosunkowo niedużo.
Dostępność w Czechach tego produktu jest dobra, więc najprawdopodobniej dostaniecie w prawie każdym monopolu czy stacji.
Co do wyglądu zewnętrznego to pucha delikatnie mówiąc nie powala, ale jak z zawartością. No i tu jest pewien problem, bo nie wiem czy ten dopisek Bitter coś znaczy, bo nie chciałbym całej marki od razu dyskredytować. Ten właśnie Bitter krótko mówiąc jest fatalny.
Strasznie cierpki, jakby czarna porzeczka, ale taka fest gorzka, mimo iż Bigshock ma aż 12g cukru na 100ml.
Co do składu to już znacznie lepiej bo jest i wyciąg z guarany, ginko ekstrakt, chinina, glukuronolakton, palatynoza.
Pobudzenie ok.
Reasumując skład fajny, ale smak tragiczny.
W przeliczeniu na nasze Big shock bitter kosztował mnie około 4zł, czyli stosunkowo niedużo.
Dostępność w Czechach tego produktu jest dobra, więc najprawdopodobniej dostaniecie w prawie każdym monopolu czy stacji.
Co do wyglądu zewnętrznego to pucha delikatnie mówiąc nie powala, ale jak z zawartością. No i tu jest pewien problem, bo nie wiem czy ten dopisek Bitter coś znaczy, bo nie chciałbym całej marki od razu dyskredytować. Ten właśnie Bitter krótko mówiąc jest fatalny.
Strasznie cierpki, jakby czarna porzeczka, ale taka fest gorzka, mimo iż Bigshock ma aż 12g cukru na 100ml.
Co do składu to już znacznie lepiej bo jest i wyciąg z guarany, ginko ekstrakt, chinina, glukuronolakton, palatynoza.
Pobudzenie ok.
Reasumując skład fajny, ale smak tragiczny.
Etykiety:
big shock,
bitter,
chinina,
czeskie energy drinki,
glukuronolakton,
recenzje
niedziela, 24 listopada 2013
Napoje i energetyki z Holandii
Od jakiegoś czasu zalegają mi puszki od holenderskich napojów. W ramach porządków zrecenzuje więc 4 specyfiki z tego kraju.
Power energy drink regular to o ile pamięć nie myli to jest to coś podobnego do naszych klasyków. Wiem, że wynika to z nazwy, ale akurat to może być zwodnicze, bo mam też w kolekcji energetyka o identycznej nazwie, ale o smaku kawowym. Puszką też różni się znacznie, bo jest czarna z czerwonym słoniem i żółtymi napisami(jak będę miał chwilę to z foto uzupełnię). Produkt pochodzi od tego samego producenta. Są to energetyki z niższej półki, więc w razie wizyty w Holandii można spróbować tym bardziej że mają w składzie dodatkowo inozytol i glukuronolakton.
Akurat ten napój nie jest energy drinkiem, ale warto spróbować. Fajna cherry może dla niektórych zbyt chemiczna. Jeśli znajdziecie w rozsądnej cenie powiedzmy poniżej 0.8 euro to można spróbować.
Ostatnim produktem w dzisiejszym wpisie jest Go Fast! Jest to jeden z najciekawszych energetyków które kiedykolwiek piłem. Oprócz bogatego składu ma też fantastyczny smak.
Trudno mi zdefiniować ten smak i nie wiem czy dużo się pomylę nazywając go balonowym, ale nie owocowym. Z resztą każdemu powinien smakować.
A w składzie oprócz standardowych składników: miód, Żeń-szeń, inozytol, ginkgo biloba a nawet oset.
Energy drink z tego co mi wiadomo jest amerykański, więc jest duża szansa, że spotkacie nie tylko w Holandii. Jakbym spotkał w Polsce to nie byłoby mi żal nawet jakbym zapłacił 5zł za małą puszkę.
Power energy drink regular to o ile pamięć nie myli to jest to coś podobnego do naszych klasyków. Wiem, że wynika to z nazwy, ale akurat to może być zwodnicze, bo mam też w kolekcji energetyka o identycznej nazwie, ale o smaku kawowym. Puszką też różni się znacznie, bo jest czarna z czerwonym słoniem i żółtymi napisami(jak będę miał chwilę to z foto uzupełnię). Produkt pochodzi od tego samego producenta. Są to energetyki z niższej półki, więc w razie wizyty w Holandii można spróbować tym bardziej że mają w składzie dodatkowo inozytol i glukuronolakton.
Akurat ten napój nie jest energy drinkiem, ale warto spróbować. Fajna cherry może dla niektórych zbyt chemiczna. Jeśli znajdziecie w rozsądnej cenie powiedzmy poniżej 0.8 euro to można spróbować.
Ostatnim produktem w dzisiejszym wpisie jest Go Fast! Jest to jeden z najciekawszych energetyków które kiedykolwiek piłem. Oprócz bogatego składu ma też fantastyczny smak.
Trudno mi zdefiniować ten smak i nie wiem czy dużo się pomylę nazywając go balonowym, ale nie owocowym. Z resztą każdemu powinien smakować.
A w składzie oprócz standardowych składników: miód, Żeń-szeń, inozytol, ginkgo biloba a nawet oset.
Energy drink z tego co mi wiadomo jest amerykański, więc jest duża szansa, że spotkacie nie tylko w Holandii. Jakbym spotkał w Polsce to nie byłoby mi żal nawet jakbym zapłacił 5zł za małą puszkę.
sobota, 16 listopada 2013
MMAMED Energy Drink
Co prawda energy drinki raczej pobudzają psychicznie niż fizycznie to wielu kojarzą się ze sportem. Specjaliści od marketingu o tym wiedzą i coraz częściej znanych sportowców namawiają do współpracy. Był już Tiger, Black, N-gine, Las Vegas czy Monster teraz czas na MMAMEDa.
MMAMED do nabycia jest w Polomarkecie za 2,99zł.
Puszka mimo zastosowania odpowiedniej kolorystyki nie jest jakaś super, chociaż zła też nie.
Co do smaku to jest to klasyk, ale raczej z Ekovit niż z Krynica vitamin.
W składzie nic ciekawego, no może poza dodatkiem glukuronolaktonu.
Pobudzenie: ok
Moja ocena: 4
MMAMED do nabycia jest w Polomarkecie za 2,99zł.
Puszka mimo zastosowania odpowiedniej kolorystyki nie jest jakaś super, chociaż zła też nie.
Co do smaku to jest to klasyk, ale raczej z Ekovit niż z Krynica vitamin.
W składzie nic ciekawego, no może poza dodatkiem glukuronolaktonu.
Pobudzenie: ok
Moja ocena: 4
Etykiety:
energetyki,
energy drinki,
glukuronolakton,
mmamed,
napoje energetyzujące,
nowości,
recenzje
środa, 30 października 2013
Heroes Energy Drink
Heroes jest to pierwsza taka koncepcja na naszym rynku. Energy drink słodzony palatynozą to alternatywa dla ludzi którzy nie mogą sobie pozwolić na cukier, słodzików się boją a lubią energetyki.
Palatynoza to taki dwucukier podobny do sacharozy, czyli cukru buraczanego, takiego jak większość z was ma w kuchni, z tą różnicą, że palatynoza się dłużej trawi co sprawia, że syci na dłużej i powoduje mniejsze odkładanie tłuszczyku niż normalny cukier.
Ja kupiłem akurat tą odmianę Energia+Intelekt, bo akurat była w promocji za 3,3zł za puszkę 250ml. Normalnie jest to 5zł.
heroes intelekt oprócz palatynozy jest słodzony syropem glukozowo-fruktozowym, ale to chyba dlatego, ze palatynoza nie jest tak słodka jak cukier?
Dodatkowo mamy w składzie nieznane ilości żeń-szenia i minimalną ilość magnezu.
W smaku jest nieszczególnie. Smakuje jak taki średnio udany klasyk.
Zawartość kofeiny to 30mg/100ml
Moja ocena: 4
Palatynoza to taki dwucukier podobny do sacharozy, czyli cukru buraczanego, takiego jak większość z was ma w kuchni, z tą różnicą, że palatynoza się dłużej trawi co sprawia, że syci na dłużej i powoduje mniejsze odkładanie tłuszczyku niż normalny cukier.
Ja kupiłem akurat tą odmianę Energia+Intelekt, bo akurat była w promocji za 3,3zł za puszkę 250ml. Normalnie jest to 5zł.
heroes intelekt oprócz palatynozy jest słodzony syropem glukozowo-fruktozowym, ale to chyba dlatego, ze palatynoza nie jest tak słodka jak cukier?
Dodatkowo mamy w składzie nieznane ilości żeń-szenia i minimalną ilość magnezu.
W smaku jest nieszczególnie. Smakuje jak taki średnio udany klasyk.
Zawartość kofeiny to 30mg/100ml
Moja ocena: 4
Etykiety:
energy drink,
heroes,
heroes energy drink,
izomaltuloza,
nowości,
palatynoza,
recenzje
sobota, 26 października 2013
Black Energy Royal
Jeszcze przez około tydzień będzie można zdobyć w sieci Żabka i Fresh Market puszkę limitowanej edycji Black Energy Royal. A to wszystko za sprawą 15 urodzin Żabki!
Jak podpowiada nam biuro prasowe Food Care: "Limitowana edycja napoju inspirowana kultowym drinkiem Cosmopolitan".
Generalnie dość ciężko jest napoją bezalkoholowym imitować napoje z procentami, ale jak widać nie zraża to po raz kolejny foodcare spróbować. Drinka Cosmopolitan nigdy nie piłem, ale po pobieżnym sprawdzeniu stwierdzam, że jakieś tam podobieństwo jest;)
Black Royal kosztował mnie 2,99zł, ale ponoć można też kupić 2 puszki za 4zł.
Od zwykłego energetyka różni się kilkoma rzeczami. Posiada w składzie jednoprocentową domieszkę soku żurawinowego, co znacząco wpływa na smak(nie jest taki landrynkowy).
Różni się też barwą. Zamiast żółto-brązowej barwy pochodzącej od karmelu mamy barwniki na co dzień stosowane w oranżadach.
Moja ocena 4+
Jak podpowiada nam biuro prasowe Food Care: "Limitowana edycja napoju inspirowana kultowym drinkiem Cosmopolitan".
Generalnie dość ciężko jest napoją bezalkoholowym imitować napoje z procentami, ale jak widać nie zraża to po raz kolejny foodcare spróbować. Drinka Cosmopolitan nigdy nie piłem, ale po pobieżnym sprawdzeniu stwierdzam, że jakieś tam podobieństwo jest;)
Black Royal kosztował mnie 2,99zł, ale ponoć można też kupić 2 puszki za 4zł.
Od zwykłego energetyka różni się kilkoma rzeczami. Posiada w składzie jednoprocentową domieszkę soku żurawinowego, co znacząco wpływa na smak(nie jest taki landrynkowy).
Różni się też barwą. Zamiast żółto-brązowej barwy pochodzącej od karmelu mamy barwniki na co dzień stosowane w oranżadach.
Moja ocena 4+
Etykiety:
black,
black royal,
energy drink,
nowości,
recenzje,
żabka
wtorek, 22 października 2013
Proman Energenesis
Na tym blogu nie było jeszcze energy drinka z tak odległych zakątków globu. Proman Energenesis został mi dostarczony aż z Indonezji.
Znajomi przywieźli mi z wycieczki taką szklaną buteleczkę 200ml energy drinka. Nie wiem czy to widać ale szklana butelka w całości pokryta jest kolorową folią.
Jeśli chodzi o zapach to wyczuwalna jest mocna woń owoców podobnych do malin. W smaku jest gorzej, ale też dobrze, może to przez to, że w napoju jest spora ilość sodu, bo aż 230mg.
kofeiny w całej buteleczce jest 50mg, czyli mniej niż u nas standardowo się spotyka.
Ponadto Proman ma w składzie witaminy z grupy B.
Znajomi przywieźli mi z wycieczki taką szklaną buteleczkę 200ml energy drinka. Nie wiem czy to widać ale szklana butelka w całości pokryta jest kolorową folią.
Jeśli chodzi o zapach to wyczuwalna jest mocna woń owoców podobnych do malin. W smaku jest gorzej, ale też dobrze, może to przez to, że w napoju jest spora ilość sodu, bo aż 230mg.
kofeiny w całej buteleczce jest 50mg, czyli mniej niż u nas standardowo się spotyka.
Ponadto Proman ma w składzie witaminy z grupy B.
środa, 16 października 2013
Level up Gold edition
Na piętnastolecie Żabki foodcare wypuszcza specjalną limitowaną edycję Level Upa o smaku szampana. Jak wyszło i czy jest to jakaś totalna innowacja dowiecie się w dalszej części recenzji.
level upa jak pewnie wszyscy wiedzą kupić można wyłącznie w sieci Żabka i Fresh market. level up gold editon kosztuje 1,99zł za puszkę 330ml, czyli w bardzo spoko cenie, tym bardziej, że ostatnio do tej ceny zdrożały levele w puszkach 250ml.
Level up nie jest to jakaś unikatowa koncepcja, bo przećwiczona już u naszego południowego sąsiada na produkowanych przez kofolę semteksie.
Stylizacja puszki raczej luźno nawiązująca, ale w smaku podobieństwa już są znaczne. Oba napoje smakują jak sok winogronowy i są słodkie. Jeśli miałoby to naśladować szampana to zdecydowanie powinno być to bardziej wytrawne, ale jeśli miała być to imitacja taniego wina musującego zwana potocznie ruskim szampanem to wyszło całkiem nieźle.
Level up gold edition zawiera też nieznaną ilość ekstraktu z Krokosza Barwierskiego co faktycznie jest jakąś tam innowacją.
Szampan to nie jest, ale smakuje całkiem nieźle.
Moja ocena: 5
Foto zajumane od Łukasza: link
level upa jak pewnie wszyscy wiedzą kupić można wyłącznie w sieci Żabka i Fresh market. level up gold editon kosztuje 1,99zł za puszkę 330ml, czyli w bardzo spoko cenie, tym bardziej, że ostatnio do tej ceny zdrożały levele w puszkach 250ml.
Level up nie jest to jakaś unikatowa koncepcja, bo przećwiczona już u naszego południowego sąsiada na produkowanych przez kofolę semteksie.
Stylizacja puszki raczej luźno nawiązująca, ale w smaku podobieństwa już są znaczne. Oba napoje smakują jak sok winogronowy i są słodkie. Jeśli miałoby to naśladować szampana to zdecydowanie powinno być to bardziej wytrawne, ale jeśli miała być to imitacja taniego wina musującego zwana potocznie ruskim szampanem to wyszło całkiem nieźle.
Level up gold edition zawiera też nieznaną ilość ekstraktu z Krokosza Barwierskiego co faktycznie jest jakąś tam innowacją.
Szampan to nie jest, ale smakuje całkiem nieźle.
Moja ocena: 5
Etykiety:
energy drinki,
level up,
level up golden edition,
napoje energetyzujące,
nowości,
recenzje,
szampan
środa, 25 września 2013
Crowns energy drink i effect energy drink
Kolejna część cyklu energy drinki zagranicy. Dziś dwa energetyki z Niemiec.
Mimo, że prawo niemieckie względem energetyków jest dużo bardziej restrykcyjne niż nasze to napoje energetyzujące radzą tam sobie całkiem nieźle.
Zarówno Crowns jak i effect to są produkty klasyczne z półki premium. Smakiem zbliżone do tego co u nas zwykło się zwać klasykami.
Obydwa napoje charakteryzują się matową puszką z czego puszka crownsa jest bardzo elegancka. Za to puszka Effect jest większa bo 330ml(crowns 250ml)
Oba napoje energetyzujące dostałem, więc nie nie wiem dokładnie ile kosztowały, ale chyba coś koło euro za sztukę.
Dla kolekcjonerów może fajna sprawa, bo puszki ładne, szczególnie crowns, ale jak dla mnie za drogo.
sobota, 21 września 2013
Dwa piwa: Kujawiak i Zwierzyniec
Po gigantycznym sukcesie piwa Kasztelan znaleźli się naśladowcy. W zestawieniu jest też jedno piwo godne polecenia. Które z piw wygrywa tego dowiecie się za kilka chwil.
Kujawiak to piwo bliźniaczo podobne do Kasztelana. Byłem przekonany, że Carlsberg w ten sposób odcina kupony od sukcesu Kasztelana, ale o tyle większe było moje zdziwienie gdy odkryłem, że to piwo tworzone przez Heineken-Żywiec. Ja rozumiem, że naśladownictwo to najwyższa forma pochlebstwa, ale ja na miejscu Carlsberga sądziłbym się. Jest to ewidentny plagiat. Ja rozumiem jakby to piwo trzymało jeszcze poziom kasztelana, ale Kujawiak jest taki sobie. Dość mdły wydaje się karmelowy słód użyty do tego piwa. Chmielu też jakoś mało, chociaż Kasztelan w tym względzie jest podobny. Dodatkowo Kujawiak ma 4,7proc. alko, czyli o jeden mniej niż kasztelan.
Generalnie nie polecam
moja ocena: 3
Zwierzyniec to piwo wyglądające dość alternatywnie, ale jak się okazuje produkowane jest przez Perłę. Bałem się trochę tego piwo, bo w intermarche puszka kosztuje 2,5zł czyli jakoś nie specjalnie dużo, a wiadomo co tanie to nie musi być dobre.
Piwo utrzymane w klimacie białego faxe i dawnego Volta. Piwo bez istotnych wad o zawartości alko na poziomie 5proc. Nie nudzi się po dwóch sztukach.
Reasumując tanie, dobre piwo o przeciętnej zawartości alkoholu.
Co się rzuca w oczy to stylizacja jakby odwołująca się do Lecha mocnego za czasów gdy Lecha dało się jeszcze pić.
Moja ocena: 4+
Kujawiak to piwo bliźniaczo podobne do Kasztelana. Byłem przekonany, że Carlsberg w ten sposób odcina kupony od sukcesu Kasztelana, ale o tyle większe było moje zdziwienie gdy odkryłem, że to piwo tworzone przez Heineken-Żywiec. Ja rozumiem, że naśladownictwo to najwyższa forma pochlebstwa, ale ja na miejscu Carlsberga sądziłbym się. Jest to ewidentny plagiat. Ja rozumiem jakby to piwo trzymało jeszcze poziom kasztelana, ale Kujawiak jest taki sobie. Dość mdły wydaje się karmelowy słód użyty do tego piwa. Chmielu też jakoś mało, chociaż Kasztelan w tym względzie jest podobny. Dodatkowo Kujawiak ma 4,7proc. alko, czyli o jeden mniej niż kasztelan.
Generalnie nie polecam
moja ocena: 3
Zwierzyniec to piwo wyglądające dość alternatywnie, ale jak się okazuje produkowane jest przez Perłę. Bałem się trochę tego piwo, bo w intermarche puszka kosztuje 2,5zł czyli jakoś nie specjalnie dużo, a wiadomo co tanie to nie musi być dobre.
Piwo utrzymane w klimacie białego faxe i dawnego Volta. Piwo bez istotnych wad o zawartości alko na poziomie 5proc. Nie nudzi się po dwóch sztukach.
Reasumując tanie, dobre piwo o przeciętnej zawartości alkoholu.
Co się rzuca w oczy to stylizacja jakby odwołująca się do Lecha mocnego za czasów gdy Lecha dało się jeszcze pić.
Moja ocena: 4+
Etykiety:
carlserg okocim,
kujawiak,
piwo,
recenzje,
zierzyniec piwo,
żywiec
czwartek, 12 września 2013
Kilka produktów z Holandii
Maj jeszcze kilka produktów z rynku holenderskiego, niemieckiego i czeskiego do zrecenzowania. Dziś opiszę 3 produkty z Holandii.
Pierwszym produktem będzie Aquarius od Coca Coli. Ze względu na fakt, że są tu hasła odwołujące się do nawodnienia podejrzewam, że ma to być izotonik. Sugeruje to też zawartość cukru na poziomie 6,3proc. Mamy też tu kilka witamin z grupy B i witaminę E.
Całość ma przyjemny cytrynowy smak.
Produkt sprzedawany jest w puszkach 330ml.
Następny produkt to Goood energy.
Goood energy to napój z kofeiną i dodatkiem soku. Mi akurat udało się ustrzelić o smaku malinowym. Kofeiny mamy tu 24mg na 100ml. Smak malinowy jest ok, ale produkt wydaje się trochę ostry.
Napój dostępny jest w plastikowej butelce o pojemności 330ml.
Ostatnim zrecenzowanym produktem będzie napój herbaciany, czy jak to tam nazwać Arizona.
Dokładnie produkt z którym miałem styczność nazywa się Arizona Original Green tea with honey.
Produkt oprócz dodatku miodu(0,18proc.) ma też w składzie zeń szeń i ekstrakt z zielonej herbaty(0,14proc.)
Produkt sprzedawany jest w nietypowej pojemności, bo 568ml.
Czy jest to dobry napój? niestety nie wypowiem się, bo ani nie jestem amatorem miodu ani też herbaty. No może trochę gorzki produkt.
Pierwszym produktem będzie Aquarius od Coca Coli. Ze względu na fakt, że są tu hasła odwołujące się do nawodnienia podejrzewam, że ma to być izotonik. Sugeruje to też zawartość cukru na poziomie 6,3proc. Mamy też tu kilka witamin z grupy B i witaminę E.
Całość ma przyjemny cytrynowy smak.
Produkt sprzedawany jest w puszkach 330ml.
Następny produkt to Goood energy.
Goood energy to napój z kofeiną i dodatkiem soku. Mi akurat udało się ustrzelić o smaku malinowym. Kofeiny mamy tu 24mg na 100ml. Smak malinowy jest ok, ale produkt wydaje się trochę ostry.
Napój dostępny jest w plastikowej butelce o pojemności 330ml.
Ostatnim zrecenzowanym produktem będzie napój herbaciany, czy jak to tam nazwać Arizona.
Dokładnie produkt z którym miałem styczność nazywa się Arizona Original Green tea with honey.
Produkt oprócz dodatku miodu(0,18proc.) ma też w składzie zeń szeń i ekstrakt z zielonej herbaty(0,14proc.)
Produkt sprzedawany jest w nietypowej pojemności, bo 568ml.
Czy jest to dobry napój? niestety nie wypowiem się, bo ani nie jestem amatorem miodu ani też herbaty. No może trochę gorzki produkt.
Etykiety:
aquarius,
arizona green tea,
goood energy,
herbata,
holandia,
napoje,
recenzje
piątek, 6 września 2013
V Guarana energy drink
V guarana energy drink to kolejny produkt na tym blogu pochodzący z Holandii. Czy warto kupić v guarane będąc tam np. na wycieczce?
Niestety ceny ani dostępności produktu nie znam, bo dostałem w prezencie. Czy V Guarana jest dostępna w Pl też nie wiem.
Produkt dostępny jest w puszkach 250ml
Smakuje cytrynowo z posmakiem cukierkowym, ale nie landrynkowym, tylko takich białych do gryzienia szeroko dostępnych np. na niemieckim rynku.
Produkt zawiera ekstrakt z guarany. Charakteryzuje się też nietypowym stężeniem kofeiny, bo 31mg na 100ml
Pobudzenie też ok. Smak bardzo dobry. Gdy będę miał okazję na pewno sięgnę jeszcze raz
moja ocena 5
Niestety ceny ani dostępności produktu nie znam, bo dostałem w prezencie. Czy V Guarana jest dostępna w Pl też nie wiem.
Produkt dostępny jest w puszkach 250ml
Smakuje cytrynowo z posmakiem cukierkowym, ale nie landrynkowym, tylko takich białych do gryzienia szeroko dostępnych np. na niemieckim rynku.
Produkt zawiera ekstrakt z guarany. Charakteryzuje się też nietypowym stężeniem kofeiny, bo 31mg na 100ml
Pobudzenie też ok. Smak bardzo dobry. Gdy będę miał okazję na pewno sięgnę jeszcze raz
moja ocena 5
wtorek, 27 sierpnia 2013
Cola Partyzone
Segment produktów tzw. pod "marką własna" cały czas rośnie. Coraz częściej warto zgiąć plecy i sięgnąć po produkt tańszy a niekoniecznie gorszy.
Cola partyzone to produkt przygotowany przez Jurajska S.P. dla intermarche.
Cola partyzone to wydatek 2,49zł za dwulitrową butelkę.
Mimo, że co do jakości wykonania etykiety można mieć zastrzeżenia to sugeruje ona raczej na produkt premium niż na private labels. Cena produktu jest ta sama co w biedronce, ale cola partyzone jest lepsza. Trochę nawiązuje smakiem do pepsi a wyglądem jeszcze bardziej.
Z ciekawostek powiem, że partyzone ma nieco niższą zawartość cukru niż standard, bo "tylko" 9,8proc. Dodatkowo warto odnotować, ze ta kola zrobiona jest na wodzie mineralnej.
moja ocena:5
Cola partyzone to produkt przygotowany przez Jurajska S.P. dla intermarche.
Cola partyzone to wydatek 2,49zł za dwulitrową butelkę.
Mimo, że co do jakości wykonania etykiety można mieć zastrzeżenia to sugeruje ona raczej na produkt premium niż na private labels. Cena produktu jest ta sama co w biedronce, ale cola partyzone jest lepsza. Trochę nawiązuje smakiem do pepsi a wyglądem jeszcze bardziej.
Z ciekawostek powiem, że partyzone ma nieco niższą zawartość cukru niż standard, bo "tylko" 9,8proc. Dodatkowo warto odnotować, ze ta kola zrobiona jest na wodzie mineralnej.
moja ocena:5
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Od koli (dziennikarzom WP) w głowie się pierdoli
Czym człowiek starszy tym bardziej się zastanawia skąd tyle głupoty w społeczeństwie, no i chyba jeden puzzel do tej układanki odkryłem. Zwyczajnie ludzie tworzący media są głupi.
W sumie jak można nie być debilem jeśli wiedzę się czerpie z demotów i nie umie się obsługiwać kalkulatora. http://fitness.wp.pl/dieta/abc-odchudzania/art241,co-cola-robi-z-twoim-orgaznizmem.html
zacznijmy może od lajtowej głupoty:
Po wypiciu jednej puszki coli dostarczamy organizmowi 26 gram cukru. Ilość podana w gramach wydaje się być względnie mała, ale kiedy dowiemy się, że to 6 łyżeczek zwykłego cukru, zaczyna się ona robić niewyobrażalnaTu mamy dość dobrze policzoną zawartość cukru w puszcze 250ml. Standardowo w napojach dodaje się 10-11proc. cukru.czemu nie jest podana ta informacja w tekście? Pewnie nie jest to przeoczenie, chodzi o to, żeby później można było pleść androny. Nawiasem wspomnę jeszcze, że standardowa łyżeczka do herbaty to 5gram a nie niewiele więcej niż 4 gram, więc w 250ml koli mamy 5 łyżeczek cukru a nie 6. Czy taka ilość cukru to dużo? czy ja wiem?
Te dwa zdania zawierają tak dużą dawkę głupoty, że głowa mała. Po pierwsze określenie "zapotrzebowanie na cukier" w tym zdaniu jest niejasne. Jeśli chodzi o węglowodany to jest to kosmiczna bzdura, bo węglowodanów potrzebujemy sporo, sporo więcej, bo aż o jeden rząd wielkości więcej(przy założeniu diety zbilansowanej, zwolenników low carb w tym miejscu przepraszam). A jeśli natomiast mówi ktoś o zapotrzebowaniu na sacharozę czyli tzw. cukier buraczany to nie ma takiego czegoś jak zapotrzebowanie na ten cukier. Z powodzeniem zamiast słodzenia herbaty można zjeść bułkę więcej i organizm nawet tego nie zauważy.
Ponadto to tyle cukru, ile nasz organizm potrzebuje przez całą dobę. Słodki smak zamaskowany jest jednak przez kwas ortofosforowy, dlatego po spożyciu nie odczuwamy mdłości.
Nie wiem jak dla was, ale dla mnie kola jest słodka a że kwaśny smak można zabić słodkim chyba wie każde dziecko. Trochę jestem zszokowany, że dla pani dziennikarz zależność odwrotna jest taką rewelacją. A co do tych mdłości to jest najzwyczajniejsza w świecie bzdura. Każdy może to przecież sprawdzić. Polecam sięgniecie po jakikolwiek słodzony napój i po kolę i porównać dwie rzeczy: ilość cukru i zawartość kwasu fosforowego. Uprzedzając nieco fakty powiem, że najprawdopodobniej kola i napój będą miały tą samą zawartość cukru, ale za to tylko kola będzie miała w składzie kwas fosforowy czy tam ortofosforowy.
Nasuwa więc się teraz moje pytanie: jak często rzyga pani dziennikarz po otwarciu jakiegoś napoju ze sklepu? Wcale, bądź prawie wcale? Po sokach też nie? Ale jak to przecie mają one "niewyobrażalne" ilości cukru.
Co odpowiedzi fizjologicznej organizmu na wybicie "dawki" koli to z litości ten aspekt pominę. Powiem tylko, że po spożyciu tak małej ilości koli nic się stać nie może nawet przy piciu codziennie przez wiele lat, ale powtarzam przy tej ilości i pomijając ludzi mających specyficzne problemy zdrowotne.
Jednak dawka ponad 100 mg dziennie może uzależniać. Jedna puszka coli zawiera 41 mg kofeiny.Dwa zdania dwie bzdury. Na opakowaniach energetyków mamy często informację, że jest to ekwiwalent kawy w proporcji jeden do jeden. Czyli wypicie jednej(!) kawy w szklance niczym nie grozi, ale wypicie z dużego kubka o pojemności nieco ponad 300ml to już "ślizganie się po krawędzi uzależnienia". No wesoła sprawa;). A co do drugiego zdania to rozumiem, że zacna dziennikarz chociaż pobieżnie trzyma się metodologi i dalej pisze o puszce 250ml. Chciałbym wiedzieć gdzie ta kobieta kupuje kole, bo chętnie bym taką kupił. Standardowo w koli mamy 10mg kofeiny na 100ml, czyli na 250ml musi wypaść 25mg. Nawet na czeskich kolach jest napisane, że zawierają "do" 15mg na 100ml napoju, czyli w puszce 250gram nie jest możliwe zmieszczenie 41mg kofeiny. Takie info od czapy całkowicie.
Później dziennikarzyna straszy nas hipokaliemią, ale żeby było śmieszniej nie tłumaczy czy bierze się ona z nadmiaru kofeiny czy też może cukru.
Na koniec coś czego najbardziej nie lubię czyli hamletyzowanie: no to co teraz pić tą kolę czy nie?, czy ze słodzikiem czy z cukrem? W takich przypadkach polecam metanol w dawkach powyżej 10gram.
niedziela, 11 sierpnia 2013
Nowości w Żabce
Kilka fajnych rzeczy można znaleźć tego lata w Żabce. Co ciekawe kokosowe energy drinki nie umarły śmiercią naturalną. Dodatkowo warto odnotować wysyp napojów funkcjonalnych
Pierwszą nowością nabytą w Żabce jest napój Clic. Kosztował mnie bodaj 3zł za butelkę 369ml.
Napój podobny jest do Frugo. Można by powiedzieć, ze takie jagodowo czarne frugo, ale jak się okazuje nie ma w składzie borówki czarnej, jest za to jabłko, winogrono, czarna porzeczka, pitaja, wiśnia.
A to wszystko okraszone guaraną i kofeiną, razem to 32mg kofeiny na 100ml, czyli bardzo przyzwoicie.
Co do wyglądu puszki to bardzo przyjemny design. Matowa etykieta z bardzo dobrym klarownym opisem.
Producentem napoju nie jest foodcare jakby mogło się wydawać a Fruit Ocean z siedzibą na Nowogrodzkiej w Wawie(ale nie w biurze PiSu tylko 2km dalej;))
Następnym razem będąc w żabce sięgnę po inne rodzaje clica, niestety już nie energetyczne ale pewnie równie smaczne.
moja ocena: 5
SOCOCO coconut energy drink to poprawiona wersja bepowera o tym samym smaku. Tym razem krynica vitamin postarała się.
Szczerze to nie sięgnąłbym po tego energetyka gdyby za królika doświadczalnego nie posłużył Łukasz, który to odważnie sięgnął po niezbyt drogą puszkę, bo kosztującą 2zł.
W sococo coconut energy drink poprawione jest wszystko od wyglądu puszki, który jest bardzo przyjemny, przez aromat po smak.
sococo ma skład taki sam jak bepower kokosowy, czyli jest to de facto napój z kofeiną a nie stricte energy drink. W napoju brak jest tauryny jak i witamin.
Aromat kokosa jest intensywny i utrzymuje się długo jeszcze po opróżnieniu puszki. Smak jest przyjemnokokosowy i niczym nie przypomina pierwowzoru. Może to nie jest jakieś mistrzostwo świata, ale zapewniam, że po zakupie produktu na pewno go nie wylejesz a tym bardziej nie zwymiotujesz.
moja ocena: 4
Etykiety:
clic,
energy drinki,
kokos,
krynica vitamin,
napoje,
napoje funkcjonalne,
nowości,
recenzje,
sococo,
sococo coconut energy drink
wtorek, 6 sierpnia 2013
Redd's apple max
Redd's max apple to druga z dwóch nowości obok redds Dry apple, którą serwuje nam kompania piwowarska na te wakacje.
Jakoś nieszczególnie zachęcony po pierwszej nowości od reddsa jednak kupiłem drugą nowość. Taki Redds to wydatek około 4zł. Ja np. kupiłem w Eko za 3,99zł. Dość dużo jak na piwo.
Redds max apple odróżnia się do redds dry apple przede wszystkim tym, że ma 4,5proc. alkoholu, czyli tyle co standardowy Redds. Z resztą jest bardzo bodobyny do oryginalnego reddsa. Jabłko jest intensywniejsze i mniej chemiczne, chociaż nieznacznie. Wielu nawet nie odróżniłoby tych dwóch piw. Z resztą ja też miałem problem. Jednak trochę bardziej pasuje mi klasyka.
moja ocena: 4
Jakoś nieszczególnie zachęcony po pierwszej nowości od reddsa jednak kupiłem drugą nowość. Taki Redds to wydatek około 4zł. Ja np. kupiłem w Eko za 3,99zł. Dość dużo jak na piwo.
Redds max apple odróżnia się do redds dry apple przede wszystkim tym, że ma 4,5proc. alkoholu, czyli tyle co standardowy Redds. Z resztą jest bardzo bodobyny do oryginalnego reddsa. Jabłko jest intensywniejsze i mniej chemiczne, chociaż nieznacznie. Wielu nawet nie odróżniłoby tych dwóch piw. Z resztą ja też miałem problem. Jednak trochę bardziej pasuje mi klasyka.
moja ocena: 4
Etykiety:
kompania piwowarska,
max apple,
nowości,
piwa smakowe,
piwo,
piwo jabłkowe,
recenzje,
redds,
redds apple
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
V-max Sport
Weteran rynku enertetyków jakim bez wątpienia jest V-Max energy drink rozszerza swoje portfolio o izotonik. Jeden z dwóch smaków nabyliśmy i krótko opiszemy.
V-max sport dostępny jest w opakowaniach o pojemności 0,5l. Ja kupiłem akurat za 1,9zł w małym sklepie. Cena więc nie jest wygórowana.
Napój dostępny w odmianie cytrynowej i czarnej borówki(wiem, że napisano blueberry, ale w polskiej systematyce nie ma takiego czegoś jak niebieska jagoda. potocznie co prawda mówi się jagoda na borówkę czarną, ale tak na prawdę to jagoda to szerszy termin odnoszący się do typu owoców np. pomidor to też owoc typu jagoda.)
Smak bluberry to klasyka.
Co do składu to też jakoś szczególnie się nie wyróżnia. Jest wiele lepszych np. izofresh czy oshee. Vmax sport to taki budżetowy izotonik, który wydaje się jest dopiero w początkowej fazie ewolucji.
Krynica vitamin też nie chwali się osmolalnością produktu.
Moja ocena 4-
V-max sport dostępny jest w opakowaniach o pojemności 0,5l. Ja kupiłem akurat za 1,9zł w małym sklepie. Cena więc nie jest wygórowana.
Napój dostępny w odmianie cytrynowej i czarnej borówki(wiem, że napisano blueberry, ale w polskiej systematyce nie ma takiego czegoś jak niebieska jagoda. potocznie co prawda mówi się jagoda na borówkę czarną, ale tak na prawdę to jagoda to szerszy termin odnoszący się do typu owoców np. pomidor to też owoc typu jagoda.)
Smak bluberry to klasyka.
Co do składu to też jakoś szczególnie się nie wyróżnia. Jest wiele lepszych np. izofresh czy oshee. Vmax sport to taki budżetowy izotonik, który wydaje się jest dopiero w początkowej fazie ewolucji.
Krynica vitamin też nie chwali się osmolalnością produktu.
Moja ocena 4-
Etykiety:
izotonik,
krynica vitamin,
napoje izotoniczne,
nowości,
recenzje,
vmax sport
sobota, 27 lipca 2013
Łomża Lemonowe
Łomża Lemonowa to kolejny Radler na naszym rynku. Łomża z milionem hektolitrów produkowanego piwa jest bardzo dużym browarem, ale nienawiązującym walki z 3 gigantami rynku piwa. Czy Lemonowa Łomża trochę to zmieni, czy chociaż nadrabia smakiem?
Łomża jest na tyle dużym browarem, że z dostępnością produktu nie powinniście mieć problemów. Ja akurat kupiłem w lokalnym monopolowym w cenie 2,5zł. Jak mniemam była to cena promocyjna.
Łomża lemonowa to tylko 2proc. alkoholu, chociaż producent deklaruje, że piwa jest w tej mieszance aż 55proc. Gdyby była to prawda to tradycyjna łomża miałaby 3,64proc. alkoholu. Nie wiem czy tyle ma, bo nie pijam generalnie niczego co ma zieloną butelkę, ale wątpię aby tak było.
Co prawda w oficjalny skład specyfiku nie wierzę, ale odnotuje, że zawiera 4,1proc. soku zagęszczonego z cytryny i limonki w niewiadomych proporcjach.
Puszka utrzymana jest w stylizacji na tzw. mały browar, z resztą jak cała marka próbuje się taką mienić.
Co do smaku to muszę przyznać, że smakuje mi ten specyfik. Jakbym miał porównywać do obecnych już radlerów to zdecydowanie najbardziej podobna łomża jest do Warki radler z tą róznicą, że Łomża lemonowe jest bardziej klarowna i chyba słodsza.
Jak na tą cenę i tą jakość to jestem zadowolony. Gdybym miał wydać np. 3zł to bym się nie zdecydował.
moja ocena: 4
Łomża jest na tyle dużym browarem, że z dostępnością produktu nie powinniście mieć problemów. Ja akurat kupiłem w lokalnym monopolowym w cenie 2,5zł. Jak mniemam była to cena promocyjna.
Łomża lemonowa to tylko 2proc. alkoholu, chociaż producent deklaruje, że piwa jest w tej mieszance aż 55proc. Gdyby była to prawda to tradycyjna łomża miałaby 3,64proc. alkoholu. Nie wiem czy tyle ma, bo nie pijam generalnie niczego co ma zieloną butelkę, ale wątpię aby tak było.
Co prawda w oficjalny skład specyfiku nie wierzę, ale odnotuje, że zawiera 4,1proc. soku zagęszczonego z cytryny i limonki w niewiadomych proporcjach.
Puszka utrzymana jest w stylizacji na tzw. mały browar, z resztą jak cała marka próbuje się taką mienić.
Co do smaku to muszę przyznać, że smakuje mi ten specyfik. Jakbym miał porównywać do obecnych już radlerów to zdecydowanie najbardziej podobna łomża jest do Warki radler z tą róznicą, że Łomża lemonowe jest bardziej klarowna i chyba słodsza.
Jak na tą cenę i tą jakość to jestem zadowolony. Gdybym miał wydać np. 3zł to bym się nie zdecydował.
moja ocena: 4
piątek, 26 lipca 2013
Mirinda red apple
Pepsi wprowadza do swojej oferty nowy smak Mirindy. Mirindy na co dzień nie pijam. Tym razem się skusiłem, ale czy był to dobry wybór?
Byłem ostatnio w jednym ze Społem i przechodząc koło regału z napojami przypomniałem sobie, że jeden z czytelników wspominał mi o tej nowości. Dodatkowo ta Mirinda była w promocji po 3,29zł za butelkę 1,75l. Koincydencja tych faktów sprawiła, że sięgnąłem po ten napój.
Mirinda red apple ma fajny nie sztuczny aromat jabłek. W smaku jest trochę za słodka. Moim zdaniem też powinna być bardziej kwaskowata, ale ogólnie prezentuje się całkiem fajnie. Schłodzona smakuje bardzo dobrze.
Pewnym mankamentem jest fakt, że napój nie jest słodzony cukrem a syropem kukurydzianym, który według wielu opinii jest bardziej tuczący od cukru buraczanego. Mirinda charakteryzuje się też wysoką zawartością węglowodanów, bo niespełna 13proc.
Czerwone jabłko od Mirindy przypomniało mi, że kiedyś Lift był trochę czymś innym niż dziś. Gdzieś tak na przełomie milenium Lift był utrzymany w podobnej konwencji, czyli brak słodziku i zagęszczony sok owocowy. Dziś już nie warto pochylać się nad tym specyfikiem.
A i bym zapomniał Mirinda w składzie ma 2proc. zagęszczonego soku owocowego.
moja ocena: 4+
Byłem ostatnio w jednym ze Społem i przechodząc koło regału z napojami przypomniałem sobie, że jeden z czytelników wspominał mi o tej nowości. Dodatkowo ta Mirinda była w promocji po 3,29zł za butelkę 1,75l. Koincydencja tych faktów sprawiła, że sięgnąłem po ten napój.
Mirinda red apple ma fajny nie sztuczny aromat jabłek. W smaku jest trochę za słodka. Moim zdaniem też powinna być bardziej kwaskowata, ale ogólnie prezentuje się całkiem fajnie. Schłodzona smakuje bardzo dobrze.
Pewnym mankamentem jest fakt, że napój nie jest słodzony cukrem a syropem kukurydzianym, który według wielu opinii jest bardziej tuczący od cukru buraczanego. Mirinda charakteryzuje się też wysoką zawartością węglowodanów, bo niespełna 13proc.
Czerwone jabłko od Mirindy przypomniało mi, że kiedyś Lift był trochę czymś innym niż dziś. Gdzieś tak na przełomie milenium Lift był utrzymany w podobnej konwencji, czyli brak słodziku i zagęszczony sok owocowy. Dziś już nie warto pochylać się nad tym specyfikiem.
A i bym zapomniał Mirinda w składzie ma 2proc. zagęszczonego soku owocowego.
moja ocena: 4+
Etykiety:
czerwone jabłko,
mirinda,
mirinda red apple,
nowości,
pepsi,
recenzje
czwartek, 25 lipca 2013
Ukraińskie energy drinki i nie tylko
W tekście tym oprócz zbiorczej recenzji ukraińskich energetyków napiszę też o alkoholu, napojach itp. Znajdzie się też kilka luźnych spostrzeżeń.
Jak doskonale wszyscy wiemy narody słowiańskie lubią wódkę i czym bardziej na wschód tym bardziej. W sumie Ukraińcom się nie dziwie, bo mają dobrą wódkę, lepszą od większości naszych.
Przykładem światowej ekstraklasy wśród wódek jest Nemiroff(obecny gdzieniegdzie w Polsce)
Nemiroff to 5 najlepiej sprzedająca się wódka świata. Na Ukrainie można ją kupić w przeliczeniu na nasze pieniążki od 12 do 15zł. Gorzelnia tej marki znajduje się ponoć niedaleko polskiej granicy. Polecam poczytać trochę o tym specyfiku.
Bardzo fajną i szeroko dostępną wódką jest Medoff, którą kupowałem w sieci bodaj ATG za niewiele ponad 12zł. ATG to duża sieć supermarketów.
Piłem w sumie kilka rodzajów wódek ukraińskich, ale niektórych nazw niestety nie zapamiętałem inne natomiast pisane cyrylicą zapamiętać nie mogłem. No może jeszcze wódkę Parlament piłem, która jest dobra, ale dwie wyżej są lepsze.
Godny odnotowania jest również fakt, że większość o ile nie wszystkie wódki na Ukrainie są płaskie. Złośliwiec mógłby powiedzieć, że to obrona przed ukraińskimi wybojami na drogach, płaska butelka nie toczy się przez co ma dłuższe życie(dowiedzione empirycznie) a drogi ukraińskie są po prostu dramatyczne. Poza kilkoma kawałkami autostrady, które i tak dupy nie urywają to mamy do czynienia ze serem szwajcarskim po którym jeździ się slalomem.
Wódkę można u naszego wschodniego sąsiada kupić nawet poniżej 9zł, ale wtedy liczymy się z większym bólem głowy dnia następnego. Można kupować również wódkę półlegalną, która jest odpowiednio tańsza, ale gwarancji nie daje, że przeżyjecie.
Piwo na Ukrainie nie jest tak dopieszczone jak wódka, ale dramatu nie ma. Generalnie piwo mają słabsze niż u nas(%). Tak nawiasem mówiąc to gdziekolwiek się pojedzie to mają piwo słabsze od polskiego.
W miarę dobre piwo można kupić od 4 hrywien, ale z reguły jest to ponad 5 za półlitrową butelkę, czyli na nasze 1,6-2,5zł. Dobre piwo to wydatek 7 hrywien. Jak widać nie jest to super tanio. Piwo opłaca się brać w większych butelkach. Dla przykładu butelka 2,5l(tak, tak! takie pojemności to norma tam) piwa Zibert to koszt bodaj 16,5 hrywny czyli w zależności od kursu wymiany od około 6,6zł do ponad 8zł.
Ukraina to ojczyzna kwasu chlebowego, który można dostać praktycznie w każdym miejscu w którym można kupić piwo, ale nie próbowałem więc się nie wypowiem.
Jak już wspominałem Ukraina to kraj w którym lubi się alkohol, więc naturalnym jest, że do energy drinków dodawany jest alkohol.
Z tańszych energetyków to piłem jeszcze Synergy winner's energy i Energy black extra. Foto wrzucę później, ale będzie tragicznej jakości.
Jak doskonale wszyscy wiemy narody słowiańskie lubią wódkę i czym bardziej na wschód tym bardziej. W sumie Ukraińcom się nie dziwie, bo mają dobrą wódkę, lepszą od większości naszych.
Przykładem światowej ekstraklasy wśród wódek jest Nemiroff(obecny gdzieniegdzie w Polsce)
Nemiroff to 5 najlepiej sprzedająca się wódka świata. Na Ukrainie można ją kupić w przeliczeniu na nasze pieniążki od 12 do 15zł. Gorzelnia tej marki znajduje się ponoć niedaleko polskiej granicy. Polecam poczytać trochę o tym specyfiku.
Bardzo fajną i szeroko dostępną wódką jest Medoff, którą kupowałem w sieci bodaj ATG za niewiele ponad 12zł. ATG to duża sieć supermarketów.
Piłem w sumie kilka rodzajów wódek ukraińskich, ale niektórych nazw niestety nie zapamiętałem inne natomiast pisane cyrylicą zapamiętać nie mogłem. No może jeszcze wódkę Parlament piłem, która jest dobra, ale dwie wyżej są lepsze.
Godny odnotowania jest również fakt, że większość o ile nie wszystkie wódki na Ukrainie są płaskie. Złośliwiec mógłby powiedzieć, że to obrona przed ukraińskimi wybojami na drogach, płaska butelka nie toczy się przez co ma dłuższe życie(dowiedzione empirycznie) a drogi ukraińskie są po prostu dramatyczne. Poza kilkoma kawałkami autostrady, które i tak dupy nie urywają to mamy do czynienia ze serem szwajcarskim po którym jeździ się slalomem.
Wódkę można u naszego wschodniego sąsiada kupić nawet poniżej 9zł, ale wtedy liczymy się z większym bólem głowy dnia następnego. Można kupować również wódkę półlegalną, która jest odpowiednio tańsza, ale gwarancji nie daje, że przeżyjecie.
Piwo na Ukrainie nie jest tak dopieszczone jak wódka, ale dramatu nie ma. Generalnie piwo mają słabsze niż u nas(%). Tak nawiasem mówiąc to gdziekolwiek się pojedzie to mają piwo słabsze od polskiego.
W miarę dobre piwo można kupić od 4 hrywien, ale z reguły jest to ponad 5 za półlitrową butelkę, czyli na nasze 1,6-2,5zł. Dobre piwo to wydatek 7 hrywien. Jak widać nie jest to super tanio. Piwo opłaca się brać w większych butelkach. Dla przykładu butelka 2,5l(tak, tak! takie pojemności to norma tam) piwa Zibert to koszt bodaj 16,5 hrywny czyli w zależności od kursu wymiany od około 6,6zł do ponad 8zł.
Ukraina to ojczyzna kwasu chlebowego, który można dostać praktycznie w każdym miejscu w którym można kupić piwo, ale nie próbowałem więc się nie wypowiem.
Jak już wspominałem Ukraina to kraj w którym lubi się alkohol, więc naturalnym jest, że do energy drinków dodawany jest alkohol.
Alko
energetyki jak na ukraińskie warunki są drogie, bo kosztują częstokroć
po 2 i więcej razy więcej niż piwo. Alkoenergetyk to wydatek około
5-6zł.
Pierwszym którego piłem to Jaguaro(na zdjęciu powyżej). Jaguaro energy drink to klasyczny energetyk o dość cierpkim posmaku, ale za to ze słabo wyczuwalnym posmakiem alkoholu, którego jest w napoju, aż 7proc.
Jeszcze "mocniejszym" energetykiem jest Revo alco energy. Oprócz standardowych składników ma też witaminę C, guaranę i damiane, którą znamy już z Black sex energy. W smaku jest to na pewno coś nowego, jakby jagodowo-truskawkowego gorzko skłodkiego, ciężko określić, ale fajnie się pije i bomba dość przyjemna;) w sam raz na disco.
Alko energetyków jest na Ukrainie sporo, ale wolałem wydać kasę na wódkę, albo na obiad. Za to kupiłem też kilka zwykłych energetyków.
Warto wspomnieć, że ukraińskie energy drinki rzadko z może kilkoma wyjątkami przypominają nasze klasyczne energetyki. Tam bardziej idzie się w kierunku lemoniad lub bliżej niesprecyzowanych smaków.
Gladiator to wydatek około 3,5zł za półlitrową butelkę. Smak nie do końca możliwy do sprecyzowania, ale jest on łagodny i miły. kop też spoko. Moim zdaniem warto.
Pitbull to chyba najpopularniejszy energetyk na Ukrainie. Z resztą słusznie, bo rządki. We Lwowie widziałem trzy odmiany, ale wziąłem tylko jedną tą czerwoną/różową, czyli poziomkową. Później widziałem i kupowałem często niebieskiego czyli o smaku czarnej porzeczki(nie był cierpki) niestety trzeciego smaku nie spróbowałem. Pitbul niedrogi energetyk po za 10 hrywien można mieć litrową butelkę. Są jeszcze pół litrowe butelki i puszki 250ml.
Z tańszych energetyków to piłem jeszcze Synergy winner's energy i Energy black extra. Foto wrzucę później, ale będzie tragicznej jakości.
Zapomniałbym o jeszcze jednym ważnym energetyku Non stop energy drink to energetyk owocowy z duża domieszką soku.
O ile Non stop energy jungle jest fajny, bo smakuje jak marakuja z pewna domieszką pomarańczy tak odmiana zielona smakuje po prostu jak multiwitamina lub tropikalnie, jak kto woli.
Duża cześć energetyków tu opisanych robiona jest przez grupę revo.
Burn blue u naszych wschodnich sąsiadów sprzedawany jest w półlitrowych puszkach a nie jak ma to miejsce u nas w butelkach.
Monster Khaos również jest dostępny na Ukrainie, którego niestety u nas nie uświadczysz.
O części energy drinków zapomniałem, ale jak sobie przypomnę to brak uzupełnię.
Co do ukraińskich napojów to rynek jest zdecydowanie mniej rozwinięty niż jego energetyczna część. Napoje nie dość, że takie sobie to często drogie.
Lemoniady są takie trochę dziwne. Kola jest droga i zastanawiam się tylko dlaczego jeszcze nasze firmy nie zainteresowały się tym rynkiem. Pepsi jest droższa niż w Polsce.
W tamtejszych sklepach można znaleźć czasem dość dziwne napoje, ja np. kupiłem napój o smaku lodów, który pewnie po zmrożeniu smakowałby fajnie, no ale niestety.
Dziwi mnie też to, że przez cały wyjazd tylko w jednym miejscu znalazłem izotonika i to polskiego od Las Vegas najprawdopodobniej.
Chciałem coś ogólnie o Ukrainie napisać, ale widzę, że tekst i tak już urósł ponad miarę. Jak coś to pytajcie w komentarzach. Jak będę wiedział to odpowiem.
czwartek, 18 lipca 2013
Redd's Apple dry
Redds to najstarsze smakowe piwo w masowej produkcji na rynku polskim. Redds dorobił sie już ładnej kolekcji odmian. czy nowy smak Redd's Apple Dry trzyma poziom?
Pierwsza niemiła niespodzianka związana z tym piwem to fakt, ze ma tylko 2,5proc. Standardowo Redds ma o 2pkt procentowe więcej. Dalej wcale nie jest lepiej. Ten Redds ma bardzo wodnisty smak. Dodatkowo jest dość gorzki i zawiera miętę. Wszystko słabo sie komponuje. Zdecydowanie gorszy od Perly Summer.
Cena tez nie zachęca, bo około 4zl. nie opłaca się szczerze odradzam.
moja ocena: 2
czekam teraz na reddsa max apple
Etykiety:
apple dry,
kompania piwowarska,
nowości,
piwo,
recenzja,
redds,
redds jablko mieta
czwartek, 27 czerwca 2013
Ultimate Power
Sieć supermarktetów Eko ma pod swoimi skrzydłami nowego energetyka. Pod względem wyglądu prezentuje się dobrze, ale jak inne parametry?
Na wstępie chciałem zaznaczyć, że zdjęcie powyżej jest tylko poglądowe, bo puszek w markecie nie widziałem. Kupiłem w litrowej butelce, ale w bardzo podobnej stylizacji.
Ultimate Power pojawił się w Eko najprawdopodobniej w miejsce już zasłużonego Power Moona.
W smaku bardzo podobny do poprzednika, czyli klasyka z naciskiem na owoce a nie na oranżadę.
Cena litra Ultimate Power jest taka sama jak Power Moona czyli 2,99zł.
Klepie też nie najgorzej.
Trochę mi się już zbrzydły klasyki, ale daję 4+
Na wstępie chciałem zaznaczyć, że zdjęcie powyżej jest tylko poglądowe, bo puszek w markecie nie widziałem. Kupiłem w litrowej butelce, ale w bardzo podobnej stylizacji.
Ultimate Power pojawił się w Eko najprawdopodobniej w miejsce już zasłużonego Power Moona.
W smaku bardzo podobny do poprzednika, czyli klasyka z naciskiem na owoce a nie na oranżadę.
Cena litra Ultimate Power jest taka sama jak Power Moona czyli 2,99zł.
Klepie też nie najgorzej.
Trochę mi się już zbrzydły klasyki, ale daję 4+
Etykiety:
eko,
energetyki,
energy drinki,
nowości,
recenzje,
ultimate power
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Be Power Poziomka i kokos
Jakby ktoś jeszcze nie wiedział to mamy w Biedronce nowe smaki Be Powera. Recenzja mocno spóźniona, ale może komuś się przyda.
Puszeczka 250ml Be Powera to wydatek 1,55zł.
Be Power Women to jak na tą cenę ciekawa propozycja. Smak poziomkowy, ale nie przypominający Blow Energy drink, bardziej Hools Pink, ale mniej słodki.
Pod względem składu trochę podobny do Blow Energy Drink slim effect bo ma soki i przeciery owocowe, ale teraz nie pomnę jakie, ponieważ puszkę wyrzuciłem.
Uważam, że warto kupić, tym bardziej, że to limitowana edycja.Moja ocena 4+
Be Power Coconut to już inna para kaloszy.
Tutaj producent nic od ciekawego do składu nie dodał. Po względem składu to klasyka(edit- w składzie brakuje tauryny i witamin- poprawka Łukasz). Co do smaku to trzeba przyznać, że oryginalny, ale to tyle jeśli chodzi o pochlebstwa. Smak kokosa jest strasznie sztuczny, jakby pochodził z olejku do ciast. Dość mdły. Nie polecam.
Moja ocena: 3+
Puszeczka 250ml Be Powera to wydatek 1,55zł.
Be Power Women to jak na tą cenę ciekawa propozycja. Smak poziomkowy, ale nie przypominający Blow Energy drink, bardziej Hools Pink, ale mniej słodki.
Pod względem składu trochę podobny do Blow Energy Drink slim effect bo ma soki i przeciery owocowe, ale teraz nie pomnę jakie, ponieważ puszkę wyrzuciłem.
Uważam, że warto kupić, tym bardziej, że to limitowana edycja.Moja ocena 4+
Be Power Coconut to już inna para kaloszy.
Tutaj producent nic od ciekawego do składu nie dodał. Po względem składu to klasyka(edit- w składzie brakuje tauryny i witamin- poprawka Łukasz). Co do smaku to trzeba przyznać, że oryginalny, ale to tyle jeśli chodzi o pochlebstwa. Smak kokosa jest strasznie sztuczny, jakby pochodził z olejku do ciast. Dość mdły. Nie polecam.
Moja ocena: 3+
niedziela, 16 czerwca 2013
Rockstar Green Apple i Bubbleberry
W Czechach mają dwa nowe, całkiem fajne smaki rockstara. Jest też duża szansa na to, że pojawią się w Polsce. Z czystym sumieniem mogę polecić.
Zanim przejdę do recenzji mały suchar: Po co dres idzie do lasu? -poziomka
No bo między innymi dzisiaj będzie o poziomkach. Co prawda kupując Rockstara buubleberry byłem przeświadczony, że kupiłem produkt o smaku jagodowym. Niebieska puszka mnie zmyliła i do tego jakoś nieopatrznie przeczytałem blueberry. Buubleberry raczej z gumą jagodową mi się kojarzy, ale sorry, ale ja biegły z języków nie jestem.
Ten niebieski czyli poziomkowy rockstar w składzie bardziej podobny do zwykłych rockstarów niż do xdurance. Smak bardzo fajny. Pobudzenie też ok, bo wypijając dwie puszeczki i do tego jeszcze trzecią semtexa nie kimałem całą noc. To dobrze bo miałem taką podbramkową sytuację, że nie musiałem pracować całą noc.
cena to jakoś 26 koron czeskich czyli coś koło 4,5zł za puszkę 0,5l.
moja ocena: 5
Drugi nowy smak to zielone jabłuszko. Bardzo fajny smak. Może trochę chemiczny, ale myślę, że taki powinien być. Jak na rockstara przystało to bardzo słodki, ale nie mdły. W obu odsłonach cukier to aż 13,8%.
Dlaczego sądzę, że niedługo powinny pojawić się w Pl? ponieważ na puszcze mamy też napisy w języku polskim. Identyczną sytuację mieliśmy rok temu z rockstarem Xdurance.
A co do rockstara zielone jabłuszko do zdecydowanie polecam mocno schłodzony. Na prawdę orzeźwia.
Moja ocena: 5
Zanim przejdę do recenzji mały suchar: Po co dres idzie do lasu? -poziomka
No bo między innymi dzisiaj będzie o poziomkach. Co prawda kupując Rockstara buubleberry byłem przeświadczony, że kupiłem produkt o smaku jagodowym. Niebieska puszka mnie zmyliła i do tego jakoś nieopatrznie przeczytałem blueberry. Buubleberry raczej z gumą jagodową mi się kojarzy, ale sorry, ale ja biegły z języków nie jestem.
Ten niebieski czyli poziomkowy rockstar w składzie bardziej podobny do zwykłych rockstarów niż do xdurance. Smak bardzo fajny. Pobudzenie też ok, bo wypijając dwie puszeczki i do tego jeszcze trzecią semtexa nie kimałem całą noc. To dobrze bo miałem taką podbramkową sytuację, że nie musiałem pracować całą noc.
cena to jakoś 26 koron czeskich czyli coś koło 4,5zł za puszkę 0,5l.
moja ocena: 5
Drugi nowy smak to zielone jabłuszko. Bardzo fajny smak. Może trochę chemiczny, ale myślę, że taki powinien być. Jak na rockstara przystało to bardzo słodki, ale nie mdły. W obu odsłonach cukier to aż 13,8%.
Dlaczego sądzę, że niedługo powinny pojawić się w Pl? ponieważ na puszcze mamy też napisy w języku polskim. Identyczną sytuację mieliśmy rok temu z rockstarem Xdurance.
A co do rockstara zielone jabłuszko do zdecydowanie polecam mocno schłodzony. Na prawdę orzeźwia.
Moja ocena: 5
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Planet Energy
Kolejny energetyk napotkany przeze mnie w czeskim sklepiku. Klasyka w małej puszcze. Czy różni się czymś od polskich odpowiedników.
Pierwsza sprawa jaką trzeba wiedzieć będąc w Czechach to to, że ceny w marketach i małych sklepikach różnią się znacznie bardziej niż w Polsce. Przykładowo Siti Energ w niezbyt drogim sklepie kosztuje 18 koron, czyli coś koło 3zł. Jest to dość dużo. Dlatego też Planet Energy kupiony w tym samym sklepie za 15 koron jest energetykiem budżetowym. Dla przykładu w Penny kosztuje 7 koron.
W smaku bardzo podobny do Fire upa z Dino. Działanie też ok.
Jeśli zobaczycie gdzieś poniżej 10 koron to warto kupić.
Moja ocena 4
Pierwsza sprawa jaką trzeba wiedzieć będąc w Czechach to to, że ceny w marketach i małych sklepikach różnią się znacznie bardziej niż w Polsce. Przykładowo Siti Energ w niezbyt drogim sklepie kosztuje 18 koron, czyli coś koło 3zł. Jest to dość dużo. Dlatego też Planet Energy kupiony w tym samym sklepie za 15 koron jest energetykiem budżetowym. Dla przykładu w Penny kosztuje 7 koron.
W smaku bardzo podobny do Fire upa z Dino. Działanie też ok.
Jeśli zobaczycie gdzieś poniżej 10 koron to warto kupić.
Moja ocena 4
Etykiety:
czeskie energy drinki,
czeskie zakupy,
energy drink,
Planet energy,
recenzje
sobota, 8 czerwca 2013
Maxx Energy Drink
Maxx energy drink to energetyk czeski. W Polsce raczej niedostępny. Czy warto go kupić będąc u naszych południowych sąsiadów.
Zważywszy na fakt, że energetyk posiada tylko 1,45g cukru na litr to smakuje całkiem spoko. Nie jest to energetyk o smaku klasycznego energetyka. Taki napój raczej w rodzaju mountain dew(co nie znaczy, że identycznie smakuje, chodzi mi raczej o koncepcje). Smak słodzików nie jest bardzo dokuczliwy, bo w składzie znajdziemy szerokie spektrum słodzików od acesulfamu k przez aspartam po sacharynian sodu. Te 1,5g w setce to jest akurat syrop glukozowo-fruktozowy.
Pobudzenie raczej ok, ale bez nagłego zapłonu.
Cena za litrową butelkę t 25 koron czeskich, czyli nieco ponad 4zł. Kupiony w małym sklepiku.
Moja ocena: 4
Zważywszy na fakt, że energetyk posiada tylko 1,45g cukru na litr to smakuje całkiem spoko. Nie jest to energetyk o smaku klasycznego energetyka. Taki napój raczej w rodzaju mountain dew(co nie znaczy, że identycznie smakuje, chodzi mi raczej o koncepcje). Smak słodzików nie jest bardzo dokuczliwy, bo w składzie znajdziemy szerokie spektrum słodzików od acesulfamu k przez aspartam po sacharynian sodu. Te 1,5g w setce to jest akurat syrop glukozowo-fruktozowy.
Pobudzenie raczej ok, ale bez nagłego zapłonu.
Cena za litrową butelkę t 25 koron czeskich, czyli nieco ponad 4zł. Kupiony w małym sklepiku.
Moja ocena: 4
Etykiety:
czeskie energy drinki,
energy drinki,
maxx energy drink,
recenzje
środa, 29 maja 2013
Mixxed up guave i apple
Lidl ze swoimi energetykami nie przestaje nas zadziwiać. Był już Mixxed up fire był tez ice. Przypomnijmy, że jedyne kamikadze jakie można w obecnie na rynku dostać to Siti również z Lidla. Co tym razem przygotowała niemiecka sieciówka?
Cynk od Łukasza: Link
Zacznijmy od tego różowego czyli od mixxed up guave. Guave albo guava w zasadzie to gujawa czyli gruszla właściwa jak uściśla producent. Produkt mimo, że z podpisem guave to nie przypomina zbyt mocno Rockstara o tym samym smaku. Mixxed up jest zdecydowanie mniej słodki i w smaku czuć, że znajdują się też inne soki jak winogrono czy pomarańcza(ten drugi jakoś słabiej wyczuwalny).
Produkt jak na energy drinka to smakuje całkiem naturalnie.
Oprócz kofeiny i tauryny ma inozytol i glukuronolakton. Generalnie w smaku kwaskowaty
Co do pobudzenia to jednak się trochę zawiodłem, bo po 4 sztukach czułem pobudzenie, ale nie tak silne jak np. po Monsterze, Green upie czy Burnie, po których w takiej ilości trząsłbym się jak galareta.
Drugi odmiana to mixxed up jabłkowy. Ten smakuje jeszcze bardziej naturalnie, jak napój jabłkowy z odtworzonego soku jabłkowego, którego jest 5proc. w składzie. Jabłko całkiem dobre ani nie przesłodzone, ani nie kwaśne. Co do reszty to podobnie jak w pierwszej odmianie. Reasumując taki soczek jabłkowy z dopalaczami;)
Oba produkty kosztują 1,59zł i są sprzedawane w puszkach 330ml, czyli bardzo korzystnie.
Oceny: Guava 4+, Apple: 5
Cynk od Łukasza: Link
Zacznijmy od tego różowego czyli od mixxed up guave. Guave albo guava w zasadzie to gujawa czyli gruszla właściwa jak uściśla producent. Produkt mimo, że z podpisem guave to nie przypomina zbyt mocno Rockstara o tym samym smaku. Mixxed up jest zdecydowanie mniej słodki i w smaku czuć, że znajdują się też inne soki jak winogrono czy pomarańcza(ten drugi jakoś słabiej wyczuwalny).
Produkt jak na energy drinka to smakuje całkiem naturalnie.
Oprócz kofeiny i tauryny ma inozytol i glukuronolakton. Generalnie w smaku kwaskowaty
Co do pobudzenia to jednak się trochę zawiodłem, bo po 4 sztukach czułem pobudzenie, ale nie tak silne jak np. po Monsterze, Green upie czy Burnie, po których w takiej ilości trząsłbym się jak galareta.
Drugi odmiana to mixxed up jabłkowy. Ten smakuje jeszcze bardziej naturalnie, jak napój jabłkowy z odtworzonego soku jabłkowego, którego jest 5proc. w składzie. Jabłko całkiem dobre ani nie przesłodzone, ani nie kwaśne. Co do reszty to podobnie jak w pierwszej odmianie. Reasumując taki soczek jabłkowy z dopalaczami;)
Oba produkty kosztują 1,59zł i są sprzedawane w puszkach 330ml, czyli bardzo korzystnie.
Oceny: Guava 4+, Apple: 5
Etykiety:
energetyki,
energy drinki,
gujava,
jabłko,
mixxed up,
mixxed up apple,
mixxed up guave,
recenzje
środa, 22 maja 2013
Ozone Energy Drink
Ozone energy drink to dziś niszowy energy drink, chociaż kiedyś wróżono mu większą karierę. Energetyk markowy, ale tworzony przez firmę specjalizującą się w outsourcingu. Co z tego wyszło?
Produkt mający kiedyś potencjał, ale jak się okazało zbyt seksistowski, żeby się sprzedawał. Może nie tyle zbyt seksistowski co firma za mała. Operator sieci komórkowych Mobile King też był za mały, więc był seksistowski. Co innego producent Dezodorantu AXE, który to jest za duży, żeby być seksistowski czy jaki tam. Mniejsza z tym.
Ozone energy drink smakuje jak klasyka, czyli jak np. Black co jest trochę dziwne, bo Ekovit słynie raczej z bardziej delikatnych smaków.
Produkt dostępny w Rossmanie po cenie 1,99zł za puszkę 250ml, czyli jak na produkt markowy całkiem spoko.
Nie wyróżnia się w składzie niczym. Dobry raczej dla kolekcjonerów, po prostu nowa puszka do kolekcji.
moja ocena: 4
Produkt mający kiedyś potencjał, ale jak się okazało zbyt seksistowski, żeby się sprzedawał. Może nie tyle zbyt seksistowski co firma za mała. Operator sieci komórkowych Mobile King też był za mały, więc był seksistowski. Co innego producent Dezodorantu AXE, który to jest za duży, żeby być seksistowski czy jaki tam. Mniejsza z tym.
Ozone energy drink smakuje jak klasyka, czyli jak np. Black co jest trochę dziwne, bo Ekovit słynie raczej z bardziej delikatnych smaków.
Produkt dostępny w Rossmanie po cenie 1,99zł za puszkę 250ml, czyli jak na produkt markowy całkiem spoko.
Nie wyróżnia się w składzie niczym. Dobry raczej dla kolekcjonerów, po prostu nowa puszka do kolekcji.
moja ocena: 4
Etykiety:
ekovit,
energy drinki,
ozone,
ozone energy drink,
recenzje,
rossman
wtorek, 21 maja 2013
Wojak Radler
Wojak Radler to najnowszy wynalazek Kompani Piwowarskiej, która to ma już jednego Radlera, czyli Lech Shandy. Wojaka ciężko było znaleźć, ale na szczęście udało się! Zapraszam do recenzji.
Wojak Radler dostępny jest np. w sieci społem, chodzą słuchy, że w Tesco też. W Społem zapłaciłem 3,3zł za puszkę, czyli dużo. Tak wysoka cena jest niezrozumiała, bo po pierwsze jest to w ogóle dużo jak na Radlera a po drugie Wojak mimo ostatniego liftingu dalej jest piwem z segmentu ekonomicznego, czyli piwek za rozsądną cenę. Wojak Radler powinien być więc tańszy od konkurencji. Mam nadzieje, że ktoś się tam w Poznaniu ogarnie i wydrukuje na puszce cenę sugerowaną np. 2,79zł.
Wojak Radler to kompozycja piwa i lemoniady w proporcjach 44/56 o stężeniu alkoholu 2,4proc.
Zarówno w smaku jak i proporcji składników jest to próba znalezienia środka między Lechem Shandy a Warką Radler. Piwo jest bardziej klarowne niż wyżej wspomniana warka i mniej niż lech. Z takich podstawowych różnic między tymi napojami to odnotować trzeba, że wojak jest bardziej kwaskowaty. Na plus jeszcze warto odnotować, że smak piwa jest wyczuwalny.
Skoda trochę, że kompania nie wypuściła czegoś całkiem nowego, bo przyznam, że zaczynają mnie męczyć już trochę te Radlery.
Moja ocena: 3+
Wojak Radler dostępny jest np. w sieci społem, chodzą słuchy, że w Tesco też. W Społem zapłaciłem 3,3zł za puszkę, czyli dużo. Tak wysoka cena jest niezrozumiała, bo po pierwsze jest to w ogóle dużo jak na Radlera a po drugie Wojak mimo ostatniego liftingu dalej jest piwem z segmentu ekonomicznego, czyli piwek za rozsądną cenę. Wojak Radler powinien być więc tańszy od konkurencji. Mam nadzieje, że ktoś się tam w Poznaniu ogarnie i wydrukuje na puszce cenę sugerowaną np. 2,79zł.
Wojak Radler to kompozycja piwa i lemoniady w proporcjach 44/56 o stężeniu alkoholu 2,4proc.
Zarówno w smaku jak i proporcji składników jest to próba znalezienia środka między Lechem Shandy a Warką Radler. Piwo jest bardziej klarowne niż wyżej wspomniana warka i mniej niż lech. Z takich podstawowych różnic między tymi napojami to odnotować trzeba, że wojak jest bardziej kwaskowaty. Na plus jeszcze warto odnotować, że smak piwa jest wyczuwalny.
Skoda trochę, że kompania nie wypuściła czegoś całkiem nowego, bo przyznam, że zaczynają mnie męczyć już trochę te Radlery.
Moja ocena: 3+
Etykiety:
kompania piwowarska,
nowości,
piwo z sokiem,
radler,
recenzje,
wojak,
wojak radler
poniedziałek, 20 maja 2013
Semtex Energy Drink
Jedna z ostatnich części z serii: "czeskie zakupy". Dziś na tapetę bierzemy wybuchowy energetyk: Semtex.
Tak na wstępie powiem, że energetyk za sprawą swojej nazwy budzi duże kontrowersje, bo jak się okazuje Semtex to nazwa materiału wybuchowego. Pewnie jak wpisywałem tą nazwę w wyszukiwarce zwróciłem uwagę ABW;) W sumie nie do śmiechu mi teraz, bo pewnie i tak jestem na celowniku za wywrotową działalność na pierwszym blogu, ale mniejsza z tym.
Semtex energy drink to produkowany przez Kofolę energetyk, który to miał(może już wszedł) wejść na polski rynek. No i ja dziś mogę szczerze odradzić taki krok. Ten napój się po prostu nie sprzeda, bo smakuje fatalnie. Dobra może nie fatalnie, ale nie smakuje dobrze. Trudno to nawet nazwać. Smakuje głównie cukrem i jakimś owocowym ulepkiem. Dodatkowo brak dwutlenku węgla, czyli tak zwanego gazu w napoje nie polepsza sytuacji. Czasami smakuje tak Power Moon jak się trefna partia trafi. Semtex klasyczny to ten pierwszy od prawej.
Piłem jeszcze ten środkowy, bo na wszystkie trzy było mi szkoda kasy. Koszt takiej puszki to od 4 do 5zł.
Ten środkowy to chyba cytryna lub limonka, w sumie nie wiem trochę się kolorem sugerowałem, bo smak podobnie jak w pierwszym wypadku podobny raczej do niczego, woda z cukrem.
Kolorem przypomina barwnik do jajek jakiego używa się przez Wielkanocą. Znając życie to ten sam barwnik. Fajnie koloruje język na zielono.
Moja ocena zarówno jednego jak i drugiego produktu to trzy z minusem.
Produkt sprzedawany w puszkach 0,5l
Etykiety:
czechy,
czeskie energy drinki,
czeskie zakupy,
energy drinki,
kofola,
recenzje,
semtex
czwartek, 9 maja 2013
Warka Radler jabłkowa i Shandy orange
Czyżby klasyczne Radlery, czyli cytrynowa lemoniada z piwem znudziła się Polakom? Kompania piwowarska właśnie wprowadziła nowe Shandy pomarańczowe a Żywiec wprowadza jabłkową odmianę Radlera.
Lech Shandy Orange to propozycja limitowana.
Koszt to około 3zł.
W smaku nie jest zbyt słodki. Generalnie mało wyrazisty. Myślę, że duży wpływ ma na to fakt, że już od paru ładnych lat Lech dryfuje w kierunku piwa bez smaku. Odmiana pomarańczowa jest chyba nawet lepsza niż cytryna. Jeśli lubisz piwo Lech to Ci nie zaszkodzi.
Dodatkowo kompania piwowarska ma u mnie plusa za to, że nie przycina na procentach. Pół na pół piwo z sokiem, więc wychodzi 2,6proc. a nie bezmyślne małpowanie zagranicy, gdzie radlery mają po 2proc. z tą różnicą, że tam mają słabsze piwa-> substrat o wyższym stężeniu-> produkt o wyższym stężeniu.
Moja ocena: 4
Warka Radler jabłko
Cena to też ok 3zł.
Zawartość alko: 2proc.
Proporcje to bodaj 60:40 na rzecz "lemoniady"
Piwo mimo goryczkowego charakteru Warki niewyczuwalne. Jabłko też jakieś dziwne, powiedziałbym chemiczne jak z cukierków. Dość dobre, ale raczej spodziewałbym się klasycznego jabłka.
moja ocena: 3
Lech Shandy Orange to propozycja limitowana.
Koszt to około 3zł.
W smaku nie jest zbyt słodki. Generalnie mało wyrazisty. Myślę, że duży wpływ ma na to fakt, że już od paru ładnych lat Lech dryfuje w kierunku piwa bez smaku. Odmiana pomarańczowa jest chyba nawet lepsza niż cytryna. Jeśli lubisz piwo Lech to Ci nie zaszkodzi.
Dodatkowo kompania piwowarska ma u mnie plusa za to, że nie przycina na procentach. Pół na pół piwo z sokiem, więc wychodzi 2,6proc. a nie bezmyślne małpowanie zagranicy, gdzie radlery mają po 2proc. z tą różnicą, że tam mają słabsze piwa-> substrat o wyższym stężeniu-> produkt o wyższym stężeniu.
Moja ocena: 4
Warka Radler jabłko
Cena to też ok 3zł.
Zawartość alko: 2proc.
Proporcje to bodaj 60:40 na rzecz "lemoniady"
Piwo mimo goryczkowego charakteru Warki niewyczuwalne. Jabłko też jakieś dziwne, powiedziałbym chemiczne jak z cukierków. Dość dobre, ale raczej spodziewałbym się klasycznego jabłka.
moja ocena: 3
Etykiety:
jabłko,
lech shandy dry orange,
piwo,
radler,
recenzje,
warka jabłkowa,
warka radler
wtorek, 7 maja 2013
Orangina i RC cola
Kolejna cześć o napojach za naszej południowej granicy.
O Oranginie zrobiło się ostatnio głośno z powodu szumnych zapowiedzi wejścia na rynek. Ponoć Orangina przybędzie do nas, ale w małych butelkach, bo na duże jest za droga. Sporo w tym racji, bo 1,5l butelka kosztuje w przeliczeniu na nasze około 5zł.
Kupiłem odmianę pomarańczową.
W smaku jednak jest ok. Produkt nie próbuje udawać soku, jest to napój o zawartości 12proc. soku owocowego. W skład oprócz pomarańczy wchodzi cytryna, grejpfrut i mandarynka. Dodatkowo mamy ekstrakt ze skórki pomarańczowej. Tak na marginesie obowiązują od niedawna nowe regulacje, które wymuszają na producencie podawanie informacji o dodatku np. mandarynek do soku pomarańczowego. Z jednej strony jest to zrozumiałe, ale z drugiej nie pojmuję dlaczego producenci sami z siebie tego nie robili, przecież mandarynka kojarzy się zdecydowanie dobrze, przynajmniej mi.
Orangina to dobry produkt, ale jakoś szczególnie mnie nie zachwycił, ponieważ nie gustuje w tego typu napojach. Po oranginę na pewno sięgnąłbym chętniej niż po Fante.
Moja ocena 4-
Nie jest to zdecydowanie rdzenie czeski produkt, ale ponoć bardzo sławny w USA(ponad 100lat tradycji). W Czechach dystrybuowany przez jakże by inaczej przez Kofolę.
Fajna kola, szkoda, że nie ma u nasz takiej. Ma mocny aromat waniliowy, śmietankowy? Koszt to ok 2,15zł za 1,5l. czyli tanio jak na tego typu produkt
Moja ocena: 4+
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Gambrinus Limetka& Bezinka
Kolejny produkt z naszego czeskiego koszyka. Gambrinus limetka bezinka zaintrygował nas, ponieważ takiego połączenia nie mamy na polskim rynku.
Jak podpowiada nam tłumacz google bezinka to czarny bez, ale my go w produkcie w ogóle nie wyczuliśmy i piwo było całkiem jasne, chyba ktoś zapomniał dodać, za to silnie wyczuwalna jest limonka, która zagłusza smak piwa.
Generalnie fajnie się pije, ale w większej ilości nie polecam, bo nudzi.
Gambrinus w tym wariancie posiada 2,1proc. objętości alkoholu.
Cena: 13,1 koron czeskich, czyli niespełna 2,2zł
Jak podpowiada nam tłumacz google bezinka to czarny bez, ale my go w produkcie w ogóle nie wyczuliśmy i piwo było całkiem jasne, chyba ktoś zapomniał dodać, za to silnie wyczuwalna jest limonka, która zagłusza smak piwa.
Generalnie fajnie się pije, ale w większej ilości nie polecam, bo nudzi.
Gambrinus w tym wariancie posiada 2,1proc. objętości alkoholu.
Cena: 13,1 koron czeskich, czyli niespełna 2,2zł
Etykiety:
gambrinus lime bezinka,
piwo,
piwo czeskie,
radler,
recenzje
Subskrybuj:
Posty (Atom)