sobota, 27 lipca 2013

Łomża Lemonowe

Łomża Lemonowa to kolejny Radler na naszym rynku. Łomża z milionem hektolitrów produkowanego piwa jest bardzo dużym browarem, ale nienawiązującym walki z 3 gigantami rynku piwa. Czy Lemonowa Łomża trochę to zmieni, czy chociaż nadrabia smakiem?

Łomża jest na tyle dużym browarem, że z dostępnością produktu nie powinniście mieć problemów. Ja akurat kupiłem w lokalnym monopolowym w cenie 2,5zł. Jak mniemam była to cena promocyjna.

Łomża lemonowa to tylko 2proc. alkoholu, chociaż producent deklaruje, że piwa jest w tej mieszance aż 55proc. Gdyby była to prawda to tradycyjna łomża miałaby 3,64proc. alkoholu. Nie wiem czy tyle ma, bo nie pijam generalnie niczego co ma zieloną butelkę, ale wątpię aby tak było.

Co prawda w oficjalny skład specyfiku nie wierzę, ale odnotuje, że zawiera 4,1proc. soku zagęszczonego z cytryny i limonki w niewiadomych proporcjach.

Puszka utrzymana jest w stylizacji na tzw. mały browar, z resztą jak cała marka próbuje się taką mienić.

Co do smaku to muszę przyznać, że smakuje mi ten specyfik. Jakbym miał porównywać do obecnych już radlerów to zdecydowanie najbardziej podobna łomża jest do Warki radler z tą róznicą, że Łomża lemonowe jest bardziej klarowna i chyba słodsza.

Jak na tą cenę i tą jakość to jestem zadowolony. Gdybym miał wydać np. 3zł to bym się nie zdecydował.

moja ocena: 4

piątek, 26 lipca 2013

Mirinda red apple

Pepsi wprowadza do swojej oferty nowy smak Mirindy. Mirindy na co dzień nie pijam. Tym razem się skusiłem, ale czy był to dobry wybór?


Byłem ostatnio w jednym ze Społem i przechodząc koło regału z napojami przypomniałem sobie, że jeden z czytelników wspominał mi o tej nowości. Dodatkowo ta Mirinda była w promocji po 3,29zł za butelkę 1,75l. Koincydencja tych faktów sprawiła, że sięgnąłem po ten napój.

Mirinda red apple ma fajny nie sztuczny aromat jabłek. W smaku jest trochę za słodka. Moim zdaniem też powinna być bardziej kwaskowata, ale ogólnie prezentuje się całkiem fajnie. Schłodzona smakuje bardzo dobrze.

Pewnym mankamentem jest fakt, że napój nie jest słodzony cukrem a syropem kukurydzianym, który według wielu opinii jest bardziej tuczący od cukru buraczanego. Mirinda charakteryzuje się też wysoką zawartością węglowodanów, bo niespełna 13proc.

Czerwone jabłko od Mirindy przypomniało mi, że kiedyś Lift był trochę czymś innym niż dziś. Gdzieś tak na przełomie milenium Lift był utrzymany w podobnej konwencji, czyli brak słodziku i zagęszczony sok owocowy. Dziś już nie warto pochylać się nad tym specyfikiem.

A i bym zapomniał Mirinda w składzie ma 2proc. zagęszczonego soku owocowego.

moja ocena: 4+

czwartek, 25 lipca 2013

Ukraińskie energy drinki i nie tylko

W tekście tym oprócz zbiorczej recenzji ukraińskich energetyków napiszę też o alkoholu, napojach itp. Znajdzie się też kilka luźnych spostrzeżeń.

Jak doskonale wszyscy wiemy narody słowiańskie lubią wódkę i czym bardziej na wschód tym bardziej. W sumie Ukraińcom się nie dziwie, bo mają dobrą wódkę, lepszą od większości naszych.

Przykładem światowej ekstraklasy wśród wódek jest Nemiroff(obecny gdzieniegdzie w Polsce)
Nemiroff to 5 najlepiej sprzedająca się wódka świata. Na Ukrainie można ją kupić w przeliczeniu na nasze pieniążki od 12 do 15zł.  Gorzelnia tej marki znajduje się ponoć niedaleko polskiej granicy. Polecam poczytać trochę o tym specyfiku.

Bardzo fajną i szeroko dostępną wódką jest Medoff, którą kupowałem w sieci bodaj ATG za niewiele ponad 12zł. ATG to duża sieć supermarketów.

Piłem w sumie kilka rodzajów wódek ukraińskich, ale niektórych nazw niestety nie zapamiętałem inne natomiast pisane cyrylicą zapamiętać nie mogłem. No może jeszcze wódkę Parlament piłem, która jest dobra, ale dwie wyżej są lepsze.

Godny odnotowania jest również fakt, że większość o ile nie wszystkie wódki na Ukrainie są płaskie. Złośliwiec mógłby powiedzieć, że to obrona przed ukraińskimi wybojami na drogach, płaska butelka nie toczy się przez co ma dłuższe życie(dowiedzione empirycznie) a drogi ukraińskie są po prostu dramatyczne. Poza kilkoma kawałkami autostrady, które i tak dupy nie urywają to mamy do czynienia ze serem szwajcarskim po którym jeździ się slalomem.

Wódkę można u naszego wschodniego sąsiada kupić nawet poniżej 9zł, ale wtedy liczymy się z większym bólem głowy dnia następnego. Można kupować również wódkę półlegalną, która jest odpowiednio tańsza, ale gwarancji nie daje, że przeżyjecie.

Piwo na Ukrainie nie jest tak dopieszczone jak wódka, ale dramatu nie ma. Generalnie piwo mają słabsze niż u nas(%). Tak nawiasem mówiąc to gdziekolwiek się pojedzie to mają piwo słabsze od polskiego.

W miarę dobre piwo można kupić od 4 hrywien, ale z reguły jest to ponad 5 za półlitrową butelkę, czyli na nasze 1,6-2,5zł. Dobre piwo to wydatek 7 hrywien. Jak widać nie jest to super tanio. Piwo opłaca się brać w większych butelkach. Dla przykładu butelka 2,5l(tak, tak! takie pojemności to norma tam) piwa Zibert to koszt bodaj 16,5 hrywny czyli w zależności od kursu wymiany od około 6,6zł do ponad 8zł.

 Ukraina to ojczyzna kwasu chlebowego, który można dostać praktycznie w każdym miejscu w którym można kupić piwo, ale nie próbowałem więc się nie wypowiem.

Jak już wspominałem Ukraina to kraj w którym lubi się alkohol, więc naturalnym jest, że do energy drinków dodawany jest alkohol.

Alko energetyki jak na ukraińskie warunki są drogie, bo kosztują częstokroć po 2 i więcej razy więcej niż piwo. Alkoenergetyk to wydatek około 5-6zł.



Pierwszym którego piłem to Jaguaro(na zdjęciu powyżej). Jaguaro energy drink to klasyczny energetyk o dość cierpkim posmaku, ale za to ze słabo wyczuwalnym posmakiem alkoholu, którego jest w napoju, aż 7proc.


Jeszcze "mocniejszym" energetykiem jest Revo alco energy. Oprócz standardowych składników ma też witaminę C, guaranę i damiane, którą znamy już z Black sex energy. W smaku jest to na pewno coś nowego, jakby jagodowo-truskawkowego gorzko skłodkiego, ciężko określić, ale fajnie się pije i bomba dość przyjemna;) w sam raz na disco.

Alko energetyków jest na Ukrainie sporo, ale wolałem wydać kasę na wódkę, albo na obiad. Za to kupiłem też kilka zwykłych energetyków.

Warto wspomnieć, że ukraińskie energy drinki rzadko z może kilkoma wyjątkami przypominają nasze klasyczne energetyki. Tam bardziej idzie się w kierunku lemoniad lub bliżej niesprecyzowanych smaków. 

Gladiator to wydatek około 3,5zł za półlitrową butelkę. Smak nie do końca możliwy do sprecyzowania, ale jest on łagodny i miły. kop też spoko. Moim zdaniem warto.

Pitbull to chyba najpopularniejszy energetyk na Ukrainie. Z resztą słusznie, bo rządki. We Lwowie widziałem trzy odmiany, ale wziąłem tylko jedną tą czerwoną/różową, czyli poziomkową. Później widziałem i kupowałem często niebieskiego czyli o smaku czarnej porzeczki(nie był cierpki) niestety trzeciego smaku nie spróbowałem.  Pitbul niedrogi energetyk po za 10 hrywien można mieć litrową butelkę. Są jeszcze pół litrowe butelki i puszki 250ml.


Z tańszych energetyków to piłem jeszcze Synergy winner's energy i Energy black extra. Foto wrzucę później, ale będzie tragicznej jakości.


Zapomniałbym o jeszcze jednym ważnym energetyku Non stop energy drink to energetyk owocowy z duża domieszką soku.


O ile Non stop energy jungle jest fajny, bo smakuje jak marakuja z pewna domieszką pomarańczy tak odmiana zielona smakuje po prostu jak multiwitamina lub tropikalnie, jak kto woli.

Duża cześć energetyków tu opisanych robiona jest przez grupę revo.

Burn blue u naszych wschodnich sąsiadów sprzedawany jest w półlitrowych puszkach a nie jak ma to miejsce u nas w butelkach.

Monster Khaos  również jest dostępny na Ukrainie, którego niestety u nas nie uświadczysz.

O części energy drinków zapomniałem, ale jak sobie przypomnę to brak uzupełnię.

Co do ukraińskich napojów to rynek jest zdecydowanie mniej rozwinięty niż jego energetyczna część. Napoje nie dość, że takie sobie to często drogie.
Lemoniady są takie trochę dziwne. Kola jest droga i zastanawiam się tylko dlaczego jeszcze nasze firmy nie zainteresowały się tym rynkiem. Pepsi jest droższa niż w Polsce.

W tamtejszych sklepach można znaleźć czasem dość dziwne napoje, ja np. kupiłem napój o smaku lodów, który pewnie po zmrożeniu smakowałby fajnie, no ale niestety.

Dziwi mnie też to, że przez cały wyjazd tylko w jednym miejscu znalazłem izotonika i to polskiego od Las Vegas najprawdopodobniej.

Chciałem coś ogólnie o Ukrainie napisać, ale widzę, że tekst i tak już urósł ponad miarę. Jak coś to pytajcie w komentarzach. Jak będę wiedział to odpowiem.



czwartek, 18 lipca 2013

Redd's Apple dry

Redds to najstarsze smakowe piwo w masowej produkcji na rynku polskim. Redds dorobił sie już ładnej kolekcji odmian. czy nowy smak Redd's Apple Dry trzyma poziom?

Pierwsza niemiła niespodzianka związana z tym piwem to fakt, ze ma tylko 2,5proc. Standardowo Redds ma o 2pkt procentowe więcej. Dalej wcale nie jest lepiej. Ten Redds ma bardzo wodnisty smak. Dodatkowo jest dość gorzki i zawiera miętę. Wszystko słabo sie komponuje. Zdecydowanie gorszy od Perly Summer.

Cena tez nie zachęca, bo około 4zl.  nie opłaca się szczerze odradzam.

moja ocena: 2

czekam teraz na reddsa max apple